To pierwsza recenzja, do której przygotowuję się tak
mocno i zbieram aż tyle argumentów. Książkę postanowiłam ocenić pod kryteriami:
świat przedstawiony, kreacja bohaterów, fabuła i styl
pisania – całościowa ocena będzie średnią arytmetyczną ocen tych czterech
elementów. Ale zanim przejdę do recenzji chciałabym wspomnieć o okładce.
Oczywiście, nie będzie się to liczyć do oceny, ponieważ
autor nie jest do końca za nią odpowiedzialny, poza tym nie ocenia się książki
po okładce, ale ta kwestia jest na tyle ciekawa,
że trzeba o niej wspomnieć. A więc spójrzcie na to:
Kogo wam przypomina jegomość na okładce? Według wielu
ludzi, którym tę książkę pokazywałam, aż zanadto przypomina Wiedźmina. Nie to, że okładka mi się nie
podoba, bo jest ładna, jednak w moim mózgu zapalił się neon przedstawiający,
no, może jeszcze nie słowo PLAGIAT ale BARDZO BEZPOŚREDNIA INSPIRACJA.
Według Wikipedii i innych recenzji Kotołak Ksin powstał
nieco wcześniej niż Wiedźmin, jednak to wydanie wyszło dość niedawno, akurat na
fali popularności Geralta z Rivii spowodowanej serią gier. Podobno czytelnicy
(oraz gracze, widzowie, whatever) zawsze wolą wybrać coś podobnego do tego, co
im się już kiedyś spodobało i pewnie dlatego ta okładka tak wygląda, jednak
moim zdaniem nie jest to najlepszy pomysł. Wielu ludzi, niezaznajomionych z
datami powstania Ksina oraz Wiedźmina powie po prostu „meh, podróbka Wiedźmaka,
nie kupuję”. Ale to tylko taka mała dygresja.
Przejdźmy do recenzji. Aby uniknąć spoilerów (chociaż parę bulwersujących mnie faktów z książki i tak będę musiała zdradzić) wkleję tu opis z tylnej części okładki:
Ksin. Dziecko
klątwy, zdrady i obsesji. Zdawałoby się, że jego los jest przesądzony, ale
miłość potrafi wznieść się ponad wszystko. Najpierw poświęcenie starej
piastunki, a potem oddanie dziewczyny zbiegłej z domu publicznego sprawiają, że
z potwora i demona wyrasta wojownik i obrońca ludzi zagrożonych przez upiory*.
Drapieżna, pełna namiętności opowieść o bestii pragnącej osiągnąć
człowieczeństwo.
Zacznę od pozytywów (tak, istnieją). Co prawda
podchodziłam z rezerwą do załączonego bestiariusza (a figurujące koniołaki
strasznie mnie i moją edytorkę rozbawiły), jednak muszę pochwalić bogactwo i
(niekiedy) logikę świata przedstawionego. Cały motyw odczłowieńców – istot, które
tworzą się z samotnych i upadłych moralnie ludzi, naprawdę może się spodobać.
Wielokrotnie zostały opisane efekty ścierania się upiorów i ludzi, to jak sobie
radzą w tym samym środowisku – większość upiorów jest groźnych dla człowieka, inne
są nawet pożyteczne a nawet uznawane za bóstwa.
Niestety, nie wszystkie rozwiązania w tej książce są tak
logiczne – przy niektórych momentach można się złapać za głowę. Choćby magowie:
ograniczeni w kwestiach, które teoretycznie nie powinny sprawiać problemu, a
wszechmocni w sprawach, które są dość skomplikowane. Świat przedstawiony jednak na
tyle mi się spodobał, że daję, sporo naciągnięte, 5/5.
Fabuła, podzielona na dwa niemal całkowicie oddzielne,
dopiero pod koniec zazębiające się wątki, nie porwała mnie może zbyt mocno, ale
nie była aż tak nudna żebym zasypiała nad lekturą. Odbiór jej popsuł fakt, że
gdzieś w połowie książki domyśliłam się rzeczy, których pewnie w zamyśle autora
miałam się nie domyśleć i zareagować na nie zaskoczeniem prawie pod sam koniec.
Ponadto na początku powieści pojawiają się
dziwne, drobne błędy logiczne tak, jakby autor napisał je w pośpiechu, a edytor
nie zdążył ich sprawdzić. Nie mogę też nie zwrócić uwagi na to, że ostatni
rozdział jest dodany strasznie od czapy, co nie zostało w żaden sposób
zasygnalizowane – od nieco ponurego finału dwóch wątków powieści przeskakujemy
do historyjki z późniejszego życia Ksina, która pewnie miała być zabawna, ale
trochę jej nie wyszło – o ile nowa postać występująca w tym rozdziale wzbudziła
moją szczerą sympatię to końcowa scena rozdziału mocno mnie zażenowała… Myślę,
że ten rozdział sprawiłby się lepiej jako początek drugiego tomu. Tak więc za
fabułę daję 2/5.
Zbliżamy się do jednej z największych bolączek tej
książki – postaci. Dlaczego bolączki? Ponieważ znakomita większość bohaterów jest
papierowa, a zwłaszcza postacie kobiece. Najlepszym przykładem tego jest Hanti
– wspomniana w opisie z
tylnej okładki eksprostytutka.
Na początku co prawda próbuje ukrywać swoją pustkę czymś co ma przypominać buntownicze
i bezpośrednie zachowania, jednak imperatyw autorski szybko ukróca ten teatrzyk
każąc jej iść pokładać się z obcą osobą,
którą przed chwilą chciała zabić. Tak! Uciekinierka z domu publicznego, do
którego została sprzedana, gdzie zmuszano ją do oddawania się każdemu kto
zapłacił, nagle stwierdza że chce uprawiać seks z facetem, którego prawie nie
zna, a potem błyskawicznie się w nim zakochuje.
Mój mózg się zresetował.
Myślałam, że postaci już nie polubię, ale okazało się że
umiem jej jedynie współczuć, bo gdy odbyła stosunek z głównym bohaterem (i
oczywiście zapałała do kochanka prawdziwą, cudowną miłością) autor kompletnie
przestał się nią interesować mimochodem wspominając że „Hanti gotuje” lub
„Hanti rozkłada nogi”.
Inną mającą coś do powiedzenia (chociaż w obliczu
dalszych wydarzeń książki to kwestia dyskusyjna) postacią kobiecą w książce
jest Aspaja. Od początku bardzo jej nie lubiłam – złośliwa, okrutna i kapryśna
bogata pannica. Niestety, szybko zaczęło mi jej brakować ponieważ okazała się
jedyną postacią, która ma jakikolwiek charakter.
Główny bohater początkowo nie wzbudzał we mnie zbyt
negatywnych uczuć, moim zdaniem dałoby się go nawet polubić, jednak im dalej w
akcję, tym coraz bardziej był mi obojętny. Myślałam nad nim długo i naprawdę
trudno mi wymienić jakąkolwiek dominującą cechę jego charakteru, powiedzieć coś, co by go jakoś jasno określało. Może oprócz tego, że lubi krzywdzić inne upiory i czasem od biedy
uratuje jakiegoś człowieka (a dwóch innych zabije).
Nie wiem czy o reszcie bohaterów w ogóle warto wspominać.
Mamy jeszcze starą kobietę, krzywdzoną piastunkę, dwóch spiskujących przeciwko
sobie magów, paru najemników i rozbójników, młodego, ale zdolnego królewskiego
maga i króla śmieszkującego świntuszka. Charakteru nie stwierdzono. Postacie
oceniam 1,5 na 5. Długo wahałam się między 1 a 2 ale, niestety, nie mogę
odpuścić tak papierowym postaciom, jedynie Aspaja jakoś zawyża tą ocenę.
Styl pana Lewandowskiego niestety mi się nie spodobał.
Początkowo opisy wydawały mi się jasne i klarowne, jednak im więcej ich
czytałam, tym bardziej zaczęły mnie męczyć. Miałam wrażenie, że brzmią
strasznie infantylnie i prosto, jak tłumaczenie dziecku co się właśnie stało,
typu:
A teraz drogie
dzieci, Ksin rozpierdolił strzydze głowę, w wyniku czego upiór umarł.
Raziło to przede wszystkim w opisach walk. Z dialogami
jest nie lepiej… W pierwszych rozdziałach wyjątkowo poraziła mnie sztucznością
scena kłótni Aspaji z Fiją, a później ten oto dialog:
- (…) nie sądziłam , że mam być do zeżarcia!
- Nie…
- Czym się
stajesz?!
- Kotołakiem –
odparł z rezygnacją.
- To giń!
Nie pomagało też, że niektóre postacie kiedy raz je widzimy,
mówią normalnie, a już w następnej scenie dostają jakiejś dziwnej maniery, tak
kompletnie bez powodu, jakby autor przypomniał sobie, że fajnie jest
zróżnicować postacie stylem wypowiedzi. Groteskowo jest też, kiedy postaci nagle
zaczynają mówić jak Yoda, przekręcając zdania żeby zabrzmiały "głęboko i
archaicznie". Niestety, nie brzmią, przykro mi. Styl pisania oceniam na 2/5.
Na koniec pozostawiłam jeszcze jedną sprawę – seks,
którego w tej książce jest chyba zbyt dużo, w dodatku opisanego tym infantylnym
stylem typu pieścił ją w wyniku czego
zaczęła jęczeć. Zwrot pokładać się z kimś, który jest powtarzany raz po raz i
szybko zrobił się irytujący. Bohaterowie sprawiają wrażenie jakby seks był
najważniejszą rzeczą na świecie – zrzucają ubrania szybko i dla byle kogo, nie ważne
czy mają stracić dziewictwo, byli gwałceni cztery lata, czy obiekt ich
przyszłych czynności seksualnych jest
śmierdząca ghulicą. Nie ważne, seks. A strzygi to po prostu kobiety
wystarczająco odważne by użyć węża jako dildo. W pewnym momencie, kiedy już
któryś raz czytałam z kim to pokładał się
dany bohater, krew mnie zalewała, a moi znajomi już dawno przestali chcieć
słuchać o nowych zboczeniach wyczytanych z tej książki.
Przechodzimy więc do końcowej oceny:
Świat przedstawiony – 5/5
Kreacja bohaterów – 1,5/5
Fabuła – 2/5
Styl pisania – 2/5
Końcowa ocena: 2,5/5
Książki nie polecam, chyba że naprawdę nie macie co
zrobić z jakimiś czterema godzinami swojego życia. Może wcześniejsza wersja
jest bardziej strawna, nie wiem, nie mam za bardzo do niej dostępu, tą mam w
łapkach dzięki uprzejmości znajomej z Instytutu (jeszcze raz dziękuję).
Ależ stek bezmyślnych bredni! Czy grafomani koniecznie muszą pisać recenzje?
OdpowiedzUsuńPrzewodas