Przycupnijcie i
obejrzyjcie. To pora na Yami Shibai – tak wita nas mężczyzna w dziwnej
masce na początku każdego odcinka. Skusiła mnie dziwna atmosfera początku więc
obejrzałam pierwszy odcinek. Potem następny. Każdy trwa po cztery minuty więc
na wszystkie wystarczyło niewiele ponad pół godziny. Czy warto poświęcać ten
czas na to anime?
Warto jeśli lubimy creepypasty – krótkie historie z
dreszczykiem, z gatunku tych które zawsze opowiadamy sobie przy ognisku. Ich
bohaterowie są zwykle płascy i papierowi ale nie jest im potrzebny
skomplikowany charakter skoro i tak mają jedynie (nie)przeżyć naprawdę
przerażające wydarzenia. Większość historii tu przedstawionych nawiązuje do
japońskich wierzeń, demonów i folkloru, inne do japońskiego stylu życia –
pokazany jest tu (i nie wiem czy celowo, krytykowany) pracoholizm Japończyków.
Zaczyna się niewinnie, żeby zaraz potem bohater będący pewny że przecież nic
nie może mu się stać zrobił jakąś rzecz – odebrał telefon, wszedł do windy lub
do toalety by najbliższe chwile zmieniły się w koszmar. Historie nie są ze sobą
powiązane – postaci zazwyczaj nie znamy z imienia – fabuła jest całkiem
epizodyczna ale to do tego anime pasuje.
Jeśli chodzi o grafikę to na pewno nie jest ona… zwyczajna.
Stylizowana na teatr papierowych kukiełek, zwykle raczej dość oszczędna lub
niemal nieistniejąca potrafi sprawiać wrażenie robionej na odczepnego – postaci
rzadko zmieniają wyraz twarzy, nie ruszają ustami kiedy mówią, sceny są
statyczne, wyglądające jak surowe, niedokładnie pokolorowane rysunki. Sprawia
to problem kiedy mamy scenę gdzie postaci jest więcej niż jedna lub dwie –
można się zgubić kto wypowiada jaką kwestię. Jest to jednak efekt w zupełności
zamierzony a nie oszczędność – kiedy pojawiają się straszne sytuacje – atak
duchów, demonów czy chociażby pędząca ciężarówka – są zaanimowane z należytą
pieczołowitością – może oprócz tych które mają postać nagłych straszaków, które
niestety sprawiały wrażenie nagle przesuwającej się kartki papieru.
Anime nie ma openingu – jego rolę spełnia krótki wstęp
pokazujący dziwnego pana w masce zachęcającego do obejrzenia teatrzyku. Ending
to psychodeliczna, krótka piosenka (której słowa dla mnie niewiele mają sensu)
okraszona prostą animacją. Reszta muzyki spełnia swoje zadanie – ma widza
przerażać, więc słyszymy pełną wzrastającego napięcia melodię oraz parę
szybkich, głośnych dźwięków mających na celu wyrzucenie nas z fotela.
Największą rolę pełni tu klimat – jako że lubię creepypasty
to mnie przypadł do gustu aczkolwiek jestem ciekawa jakby wypadła ta seria z
bardziej standardową animacją oraz z bardziej rozbudowanymi historiami –
oczywiście z normalnym, dwudziesto-czterominutowym czasem trwania odcinków.
Niemniej efekt końcowy i tak i tak jest bardzo zadowalający więc z czystym
sumieniem polecam tą serię amatorom strasznych historii.
Wszystkie gify pochodzą ze strony nyanyan.it, tu linki:
http://nyanyan.it//obrazek.php?290826
http://nyanyan.it//obrazek.php?292031
http://nyanyan.it//obrazek.php?291455
Pozdrawiam was!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz