środa, 21 października 2015

Na co jest pora? Pora na creepypastę! - Yami Shibai

Drodzy państwo Ksin się czyta ale się tak prędko nie skończy czytać więc wrzucam recenzję takiego jednego anime.



Przycupnijcie i obejrzyjcie. To pora na Yami Shibai – tak wita nas mężczyzna w dziwnej masce na początku każdego odcinka. Skusiła mnie dziwna atmosfera początku więc obejrzałam pierwszy odcinek. Potem następny. Każdy trwa po cztery minuty więc na wszystkie wystarczyło niewiele ponad pół godziny. Czy warto poświęcać ten czas na to anime?

Warto jeśli lubimy creepypasty – krótkie historie z dreszczykiem, z gatunku tych które zawsze opowiadamy sobie przy ognisku. Ich bohaterowie są zwykle płascy i papierowi ale nie jest im potrzebny skomplikowany charakter skoro i tak mają jedynie (nie)przeżyć naprawdę przerażające wydarzenia. Większość historii tu przedstawionych nawiązuje do japońskich wierzeń, demonów i folkloru, inne do japońskiego stylu życia – pokazany jest tu (i nie wiem czy celowo, krytykowany) pracoholizm Japończyków. Zaczyna się niewinnie, żeby zaraz potem bohater będący pewny że przecież nic nie może mu się stać zrobił jakąś rzecz – odebrał telefon, wszedł do windy lub do toalety by najbliższe chwile zmieniły się w koszmar. Historie nie są ze sobą powiązane – postaci zazwyczaj nie znamy z imienia – fabuła jest całkiem epizodyczna ale to do tego anime pasuje.

Jeśli chodzi o grafikę to na pewno nie jest ona… zwyczajna. Stylizowana na teatr papierowych kukiełek, zwykle raczej dość oszczędna lub niemal nieistniejąca potrafi sprawiać wrażenie robionej na odczepnego – postaci rzadko zmieniają wyraz twarzy, nie ruszają ustami kiedy mówią, sceny są statyczne, wyglądające jak surowe, niedokładnie pokolorowane rysunki. Sprawia to problem kiedy mamy scenę gdzie postaci jest więcej niż jedna lub dwie – można się zgubić kto wypowiada jaką kwestię. Jest to jednak efekt w zupełności zamierzony a nie oszczędność – kiedy pojawiają się straszne sytuacje – atak duchów, demonów czy chociażby pędząca ciężarówka – są zaanimowane z należytą pieczołowitością – może oprócz tych które mają postać nagłych straszaków, które niestety sprawiały wrażenie nagle przesuwającej się kartki papieru.

Anime nie ma openingu – jego rolę spełnia krótki wstęp pokazujący dziwnego pana w masce zachęcającego do obejrzenia teatrzyku. Ending to psychodeliczna, krótka piosenka (której słowa dla mnie niewiele mają sensu) okraszona prostą animacją. Reszta muzyki spełnia swoje zadanie – ma widza przerażać, więc słyszymy pełną wzrastającego napięcia melodię oraz parę szybkich, głośnych dźwięków mających na celu wyrzucenie nas z fotela. 

Największą rolę pełni tu klimat – jako że lubię creepypasty to mnie przypadł do gustu aczkolwiek jestem ciekawa jakby wypadła ta seria z bardziej standardową animacją oraz z bardziej rozbudowanymi historiami – oczywiście z normalnym, dwudziesto-czterominutowym czasem trwania odcinków. Niemniej efekt końcowy i tak i tak jest bardzo zadowalający więc z czystym sumieniem polecam tą serię amatorom strasznych historii. 

Wszystkie gify pochodzą ze strony nyanyan.it, tu linki:
 http://nyanyan.it//obrazek.php?290826
http://nyanyan.it//obrazek.php?292031
http://nyanyan.it//obrazek.php?291455

Pozdrawiam was!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz