Szczerze mówiąc ta gra zainteresowała mnie przez fanarty na
stronie nyanyan.it i przez chwilę myślałam że to anime. Gdy okazało się że to
indie game od razu zaczęłam szukać let’s playa ponieważ podejrzewałam że języka
polskiego w życiu nie uświadczę – mój angielski jest na poziomie bardzo miernym
ponieważ od podstawówki byłam raczej germanizowana. Bardzo dziękuję
Divovsskiemu za tłumaczenie niemal wszystkich tekstów oraz nagranie let’s playa
Corpse Party (chcę napisać notkę na temat porównania OAV i gry).
Gra zaczyna się, kiedy mała dziewczynka, Aya idzie do piwnicy
swego ojca by poprosić go by poszedł z nią na grób jej matki. Ojciec po krótkim
ochrzanieniu że miała tam nie schodzić zgadza się i odsyła latorośl do łóżka.
Nie wie że mała dziewczynka zna jego sekrety: wie, co tatuś robi z ludźmi
uwięzionymi w piwnicy oraz że najprawdopodobniej stuka asystentkę. Bardzo
ubolewa nad faktem że będzie miała najprawdopodobniej nową mamę ale szybko
pojawia się poważniejszy problem – kilka żywych trupów w holu, krzyk ojca i
jego zniknięcie oraz smutny, łysy pan który tłumaczy jej że to jest klątwa,
która dotknęła to miejsce przez grzechy pana domu. Aya, niewiele myśląc,
biegnie ratować ojca przed strasznym losem.
Powiem jedno: takich popierdolonych, mrocznych i
psychicznych bohaterów nie spotkałam w żadnej innej grze. Nigdy. No może poza
Project: Nemo. Ale to trochę inna liga bo tam mieliśmy do czynienia z zepsutą i
niedojrzałą jednostką wieku nastoletniego a tutaj z całym przeglądem postaci o
różnym wieku i doświadczeniu życiowym które, wszystkie, bez wyjątku dążą po
trupach do celu by zaspokoić różnorakie żądze: krwi, dominacji, posiadania
czegoś/kogoś na własność. Moim skromnym zdaniem, tutaj nie tylko tatuś jest
szalony a szaleni są wszyscy.
W grze kierujemy postacią małej Ayi. Na pierwszy rzut oka
raczej sympatyczne i pozytywnie nastawione do życia dziecko wrzucone w sam
środek koszmaru. Nie chcę spoilerować ale już od początku możemy w jej
zachowaniu zobaczyć kilka niepokojących sygnałów – ale nawet kiedy już wszystko
o niej wiemy łatwo nam jej kibicować. Jeśli chodzi o samego ojca, naszego
tajemniczego Alfreda to poza finałem jest go właściwie mało w tej grze. Różne
retrospekcje dostarczają nam o nim informacji, pozytywnych oraz negatywnych.
Jego kochanka, asystentka Maria nie jest zbyt ciekawą postacią moim zdaniem,
jej przywiązanie i oddanie dla psycho-doktorka jakoś mnie nie przekonywało. Na
uwagę zasługuję też matka Ayi, Monica która również nas w tej grze zaskakuje.
Inne postacie, zazwyczaj epizodyczne, są to ofiary naszego
Mad Fathera oraz smutny, łysy pan (który też miał chyba jakieś imię). O ile
ofiary były potrzebne jako narzędzie klątwy lub czynniki popychające fabułę do
przodu to wspomniany pan wydawał się jak dla mnie lekko zbędny a odkrycie kim
on jest – absolutnie nie zaskakujące. Pełnił on rolę jakby mentora dla
bohaterki – tylko, gdyż poza paroma radami i itemami nie służył dziewczynce
jakąkolwiek ochroną. Chłopiec bez oka, powstały pewnie po to by być ulubieńcem
fanek i naczelnym bishem jest za to konkretną pomocą ale niestety, nie pojawia
się często, a jak już, to raczej jest bity niż bije. A szkoda.
Jeśli chodzi o grafikę… Każdy wie, jak wyglądają takie gry.
Pikselowe ludziki i obrazki postaci pojawiające się podczas dialogów. Dźwięki
postaci zostały ograniczone do minimum – postacie nie odczytują swoich kwestii,
ograniczają się do pojedynczych słów, w języku japońskim. Aya kilka razy ma
okazję wrzeszczeć ze strachu lub wydawać odgłosy zaskoczenia/obrzydzenia, duchy
pojękują, krzyczą i ogólnie straszą. Najwięcej kwestii dostał tatusiek – jego śmiechy
będą się mi śnić po nocach.
Mam nadzieję że za dużo nie zaspoilerowałam. Wiem, że tą grę
można ściągnąć gdzieś za darmo – serdecznie polecam :) Tutaj link do trailera który nie wygląda może zjawiskowo ale nie jest zły:
https://www.youtube.com/watch?v=_nqSHGYcOPo
https://www.youtube.com/watch?v=_nqSHGYcOPo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz