Uwaga: możliwe spoilery.
Jeśli chodzi o Stephena Kinga to
jestem psychofanką - na szczęście
jeszcze nie na poziomie Annie Wilkes z Misery – ale nie znaczy to, że wszystko co Mistrz
Horroru napisze bezwarunkowo mi się spodoba. Ledwo przebrnęłam przez Pod kopułą które, moim zdaniem, było
zbyt czarno-białe (bardzo źli i anielsko dobrzy bohaterowie…) i
miało niesatysfakcjonujące zakończenie. Jeśli zaś chodzi o Mroczną Wieżę to z
umiarkowanym zainteresowaniem przeczytałam część pierwszą. Była całkiem w
porządku. Jednak zainteresowania nie starczyło by sięgnąć po kolejne części.
Moje kolejne spotkanie z rewolwerowcem było w jednym z opowiadań – Siostrzyczki z Elurii w zbiorze Wszystko jest względne. Opowiadanie
trochę przypominało creepypastę, ale skończyło się wręcz uroczo i romantycznie.
Krótko mówiąc po tym opowiadaniu można było polubić Rolanda. Dlaczego o tym
mówię?
Bo po lekturze komiksu
NIENAWIDZĘ Rolanda i życzę mu by go ktoś przez przypadek (lub z premedytacją)
postrzelił w jaja.
Ale zacznijmy od początku. Na pierwszych stronach widzimy martwe ciała, sępy i już dorosłego Rolanda –
zapewne to ten, którego znamy z książek – jednak widzimy go tylko w kilku
kadrach. Zatrzymajmy się tutaj i przyjrzyjmy się temu co mówi narrator –
wychwala naszego bohatera. Będzie to robił przez cały komiks doprowadzając czytelnika
do mdłości.
Akcja szybko przeskakuje o wiele
lat wstecz – gdzie Roland jest jeszcze piękny, młody i niesamotny.
Ładni faceci z ptakami.
Młodzi mężczyźni mają dowieść
swojej męskości puszczając sokoły w odpowiednim momencie. Oczywiście tylko
Rolandowi się udaje dzięki czemu jako jedyny nie dostaje w ryj kijem. Po jakże
interesujących zajęciach Roland idzie w miasto, gdzie spotyka Martena, który
jest czarownikiem i głównym doradcą ojca Rolanda. Od razu się domyślamy, że to
ten sam czarownik którego dorosły Roland goni w książkach. Drżymy z
oczekiwania, że zaraz dowiemy się powodu tego konfliktu, tej skrajnej
nienawiści, przez którą nasz bohater wziął sobie za cel życia czarnoksiężnika.
A kiedy przewracamy kartkę, czeka nas rozczarowanie (przynajmniej mnie). Otóż
Roland nienawidzi Martena bo ten rucha mu matkę.
Przepraszam czy to nadal Mroczna
Wieża czy już chat w League of Legends?
Rozwścieczony Roland idzie zdać
egzamin męskości który powinien go czekać dopiero za dwa lata.
Czy wy dostatecznie widzicie zajebistość? Bo narrator
się o to martwi.
Oczywiście udaje mu się, w końcu
jest taki wspaniały, idzie na dziwki gdzie po oddaniu się uciechom cielesnym,
zasypia. W takim stanie zastaje go ojciec który po krótkim ochrzanieniu go
stwierdza, że Roland powinien wraz z przyjaciółmi wyruszyć na misję, ponieważ
tak.
Trudno jest zrobić wprowadzenie
do tego komiksu, gdyż właściwa akcja zaczyna się po wyprawie naszych młodych
bohaterów. Są nimi oczywiście wspaniały (tylko według narratora) Roland, oraz
jego dwaj przyjaciele, określani przez niego jako ka-tet, Cuthbert i Alain. I tylko
tych dwóch ostatnich da się jakoś lubić – Cuthbert ma wesołe usposobienie i
zawsze stara się być wsparciem dla Rolanda (oraz serwować mu strzał na
ogarnięcie kiedy ten swoim durnym zachowaniem próbuje ich zabić) zaś Alain
obdarzony jest według narratora „sprytem, wrażliwością oraz nadnaturalną
umiejętnością, zwaną zmysłem”. Ja bym powiedziała że po prostu jest empatyczny
– co jest w sumie rzadkie wśród mężczyzn w tym uniwersum. Roland, jak już
wspomniałam, jest zdecydowanie postrzegany jako zbyt idealny – wychwalany przez
narratora, udaje mu się dokonać wiele absurdalnych rzeczy (choćby właśnie
przedwczesne zdanie egzaminu dojrzałości, a przykładów znalazłoby się więcej) a
jednocześnie odwala straszne głupoty i daje się ponieść emocjom, przez co
zagraża życiu swoich towarzyszy. Nie podobał mi się także jego charakter –
szybko ocenia innych, mimo że sam nie jest lepszy: choćby sugerowanie złego
prowadzenia się dziewczynie sprzedanej na żonę, kiedy sam stracił dziewictwo z
prostytutką. Możecie powiedzieć: no, ale przecież taki świat wtedy był. Męski
świat to jest i szowinizm nie jest niczym dziwnym. Tylko czemu Roland nie zachowywał się
tak w książce i opowiadaniu?
Reszta bohaterów jest w zasadzie epizodyczna. Zły czarnoksiężnik jest po prostu zły i rucha czyjąś matkę - to w zasadzie tyle, co go określa. Ludzie których spotykają bohaterowie są najczęściej źli i zepsuci. Ojciec głównego bohatera stawiany jest na piedestale, zaś matka… w sumie wiecie gdzie. W zasadzie ciekawa sprawa z tą matką, ale nie będę spoilerować. Dziewczyna, którą miał szczęście (dla niej mniejsze) spotkać Pan Cudowny i Wspaniały jest jedyną ogarniętą postacią kobiecą. Może dlatego, że jest dziewicą (niezbyt długo) i kocha Rolanda miłością wręcz... niezdrową. Chociaż zna go od kilku dni… I oboje mają czternaście lat… Em…
Reszta bohaterów jest w zasadzie epizodyczna. Zły czarnoksiężnik jest po prostu zły i rucha czyjąś matkę - to w zasadzie tyle, co go określa. Ludzie których spotykają bohaterowie są najczęściej źli i zepsuci. Ojciec głównego bohatera stawiany jest na piedestale, zaś matka… w sumie wiecie gdzie. W zasadzie ciekawa sprawa z tą matką, ale nie będę spoilerować. Dziewczyna, którą miał szczęście (dla niej mniejsze) spotkać Pan Cudowny i Wspaniały jest jedyną ogarniętą postacią kobiecą. Może dlatego, że jest dziewicą (niezbyt długo) i kocha Rolanda miłością wręcz... niezdrową. Chociaż zna go od kilku dni… I oboje mają czternaście lat… Em…
ZABIJ GO CUTHBERT, NIM BĘDZIE ZA PÓŹNO.
Nasi bohaterowie sobie wędrują,
spotykają ważnych (i złych) ludzi, strzelają, znowu wędrują… I tak w kółko, a
trochę poza nimi czai się intryga. Roland oczywiście ma szczęście spotkać
dziewczynę i zakochać się w niej. Narrator ciągle mówi o losie i przeznaczeniu
przez co widz trochę traci zainteresowanie, dostrzegając, że bohaterowie nie
mają za bardzo wpływu na akcję.
Fabuła trochę zawodzi, główny
bohater zawodzi (reszta bohaterów trochę mniej), może chociaż świat
przedstawiony? Tak, jest w porządku, taki jak miał być – mroczny, zły i
okrutny.
Podobnie rzecz ma się z kreską.
Jest dokładna, mroczna, kolory są piękne. Tła trochę rażą pustką – wszędzie
widzimy wielkie, otwarte przestrzenie, często zasnute mgłą – ale to nie
oszczędność, tak po prostu miało być. Na końcu każdego tomu autor ilustracji
pokazuje jak narysował daną ilustrację, możemy zapoznać się również z mapą
świata przedstawionego oraz różnymi wersjami okładek oraz ich szkicami.
Przejdźmy do oceny końcowej:
Świat przedstawiony: 5/5
Kreska: 5/5
Fabuła: 2/5
Bohaterowie: 3/5
Ogólne wrażenie: 3,5/5
W przygotowaniu recenzja
kolejnego tomu. Biblioteka jest wyposażona jak na razie w pięć więc
spodziewajcie się kolejnych. W internetach piszą, że podobno są lepsze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz