poniedziałek, 3 października 2016

5 powodów aby obejrzeć serial Miasteczko Twin Peaks

Powód 1 - Agent Cooper

Jak dla mnie jest to postać - ewenement. Gdy zaczynałam oglądać serial zastanawiałam się nad jego popularnością, myślałam, że przecież nie może być on tak wspaniały, jednak im dalej w fabułę, tym byłam bliżej do dołączenia do jego fanclubu. Dzisiejsze seriale przyzwyczaiły mnie do innych typów głównych bohaterów męskich, choćby do dr Housa (zagubiony w swoim życiu złośliwy cynik którego wszyscy widzowie kochają, ale nie chcieliby go znać naprawdę). Z innych seriali, które oglądałam mniej lub bardziej epizodycznie raczej wyklarował mi się obraz niemiłych lub skrajnie nieszczęśliwych typów.
Agent Cooper jest inny.
To bohater który nigdy nie traci optymizmu, jest miły dla całego otoczenia, wspiera innych ludzi, stara się postępować moralnie. Można mieć zastrzeżenia co do jego metod prowadzenia śledztwa jednak jest to raczej wymuszone konwencją serialu. Nie zrozumcie mnie źle, Dale do swojej pracy podchodzi bardzo poważnie, jednak prawdziwe poszlaki traktuje na równi ze snami i wizjami (swoimi oraz innych bohaterów), co może wyprowadzić z równowagi widzów, którzy oczekiwali prawdziwego, realistycznego śledztwa.


Powód 2 - Dziwna atmosfera
Agent Cooper może wydawać się dziwny, jednak jest jedną z normalniejszych osób w Twin Peaks, pewnie dlatego, że dopiero co tam przyjechał. Wszystkie postacie mają swoje mniejsze lub większe dziwactwa. Nagłe dziwne zachowania, wizje, sny, UFO i istoty nadprzyrodzone, tańczące karły, rozmawianie z pieńkami to tylko kilka przykładów. Większość bohaterów to schematy ukazane w (naprawdę bardzo) krzywym zwierciadle.


Powód 3 - Relaksujący klimat
Początek mojej przygody z Twin Peaks nie był łatwy, bo pierwsze odcinki trochę nużą i nie wiadomo o co chodzi. Jednak warto przez nie przebrnąć, by cieszyć się przyjemnym i relaksującym serialem. Nie oznacza to oczywiście, że nie uświadczymy tutaj żadnego napięcia, są momenty kiedy robi się dziwnie, mrocznie lub widzimy coś okropnego, jednak przez większość czasu atmosfera jest… po prostu przyjemna.


Powód nr 4 - Wątek Laury Palmer
Właściwie aż do samego finału tego wątku nie byłam pewna kto tak naprawdę ją zabił ani jaki mógł mieć motyw. Zarówno pomysł jak i jego wykonanie mnie nie rozczarowało. Jedyne, do czego można się przyczepić, był moment, w którym nastąpił, czyli gdzieś przed połową drugiego sezonu. Trzeba było czymś zapełnić pozostały czas. Drugi wątek moim zdaniem nie jest zły, aczkolwiek jak na razie dużo mniej porywający. Jeszcze nie widziałam jego finału, możliwe więc, że zmienię swoją opinię.


Powód nr 5 - Nadchodzi kontynuacja!

W jednym z odcinków Laura Palmer powiedziała do Agenta Coopera “widzimy się za 25 lat” i minęło właśnie ćwierć wieku, serial zdążył stać się legendą, aktorzy zestarzali się… Ale postanowiono zrobić kontynuację, z chwytliwym i znajomym hasłem reklamowym “it’s happend again”. Patrząc na zakończenie głównego wątku serialu, taki czas kontynuacji wydaje się jak najbardziej sensowny.


niedziela, 5 czerwca 2016

Jak wytrzymać na diecie i czy warto?

W tym wpisie przekonywałam o tym, że warto akceptować siebie takim jakim się jest, więc pewnie z pewnym poirytowaniem patrzycie na tytuł tego posta. Ja, pisząc go, też czuję pewien dyskomfort. Przeszłam na dietę jakiś… miesiąc temu. Powód był głupi – od jedzenia ciastek z orzechami rozbolały mnie zęby, toteż przez jakiś czas porzuciłam słodycze i przerzuciłam się na koktajle z pobliskiego baru Loveat. Jak się okazało potem, nieco schudłam (mój portfel też). Nie jadłam słodyczy od tygodnia więc pomyślałam, że może spróbuje pociągnąć to dalej, czemu nie. Poniżej chaotyczny zbiór rad jak skutecznie dieta:
  • Naucz się gotować. Sama rób sobie posiłki. Oczywiście, używaj produktów niskokalorycznych, zdrowych, ale tych, które lubisz. Wiele produktów można zjeść dużo, bez groźby przytycia np. pomidory, sałata, truskawki (kilogram truskawek ma mniej kcal niż czekolada). Warto jeść też zupy.
  • Ściągnij sobie aplikacje albo załóż zeszyt i zapisuj ile zjadłaś i ile się ruszyłaś. To drugie jest ważniejsze – motywuje do częstszych ćwiczeń. Ja używam aplikacji "Dieta i trening".
  • Nie naruszaj swojego zdrowia. Zaczęłam ćwiczyć i mniej jeść kiedy miałam sesję więc do pakietu dołączyły nieprzespane noce i stres. O ile na stres pomagają ćwiczenia to dieta już nie. Szybko się rozchorowałam i przy większym wysiłku czułam bóle w klatce piersiowej. A więc: wysypiaj się. Jeśli nie masz siły nie ćwicz. I jedz więcej niż 1000 kcal dziennie. Jeśli biegasz to uważaj na bieganie po chodniku bo twoje kolana mogą się kiedyś na ciebie zdenerwować.
  • Smażenie to zło. Nie smaż, duś, gotuj, idź na grilla. Jak już chcesz smażyć to smaruj otłuszczonym wacikiem patelnię.
  • 17 gram czekolady (trzy kostki) ważą około 90 kcal. To nie dużo. Można czasem zjeść. Po długim niejedzeniu czekolady gorzka smakuje całkiem dobrze – zdumiewający fakt. Jeśli zbyt restrykcyjnie sobie czegoś odmawiasz to twoja silna wola się wyczerpuje.
  • Akceptuj siebie. Odsuń się od szkodliwych ludzi.
  • Pamiętaj – dieta ma być twoją decyzją, jeśli tego nie chcesz sama z siebie w tym momencie życia, tylko inni cię do tego przekonują – nie rób tego.
  • Nie pozwalaj nikomu kontrolować tego, ile jesz. Ani rodzicom, chłopakowi. Sprawi to, że będziesz czuła się sfrustrowana. Sama musisz o to zadbać.
  • Nie jedz białego chleba lub go ogranicz. Od wielkiego dzwonu kup sobie bułkę albo muffina z dobrej piekarni (taki cheatday). Ja czasem jak wiem że mam długie zajęcia kupuje kanapki w bagietce z Loveata. Pewnie kalorii mnóstwo, ale to lepiej niż bym poszła do fastfooda czy codziennie jadła kanapki z białego chleba z ulepszaczami, kupionego w biedronce.
  • Czytaj etykietki. To cholernie ważne. Jeśli masz dwa dżemy w sklepie to lepiej kup ten bez syropu glukozowo-fruktozowego. Nie kupuj soków których jest tylko 2% owoców a reszta to woda i cukier. Nie kupuj nic z olejem palmowym. To jest po prostu szkodliwe.
  • Pij dużo wody. I kawę. Kawa jest ważna, najlepiej czarna. Tylko uzupełniaj magnez.
  • Niektóre rzeczy są tuczące chociaż wydaje się nam, że nie są. Na przykład soki, alkohol (bomba kaloryczna jak cholera), słodkie napoje (mój chłopak długo myślał, że nie są no bo przecież to płyny). Polecam czerwone wino wytrawne, ma mało kcal i jest zdrowe.
  • Nie rezygnuj z imprez rodzinnych z mnóstwem jedzenia. Zazwyczaj wtedy sami nakładamy sobie jedzenie a gospodarze oferują nam potrawy wyższej jakości. Radzę to wykorzystać jako cheatday. Na takie okazje mam zwykle taki plan: zupa, mięso z jakąś sałatką oraz tyle ciasta ile chce. W jeden dzień najprawdopodobniej nie przytyję z powrotem do dawnej wagi jeśli jeszcze pójdę ćwiczyć.
  • Koniec końców ważniejsze są ćwiczenia i jakość jedzenia niż jego ilość.
  • Nie możesz całe życie być na diecie. Musisz kiedyś sobie tak ustawić dzienne spożycie by zostać przy idealnej wadze. Oczywiście, trzeba zrobić to ostrożnie, by nie mieć efektu jojo, ale jest to możliwe. I najważniejsze: nie rezygnować z ćwiczeń. 

Czy warto się tak męczyć?
 Dlaczego tak?
  • Ćwiczenia są dobre dla zdrowia i pomagają uwolnić od stresu.
  • Lepsze wyniki u lekarza, mniej męczenia się, mniej chorób na starość dzięki zdrowszemu jedzeniu.  
  • Jeśli zawsze chciałaś mieć chudą sylwetkę to ją osiągniesz. Prawdopodobnie, chyba że ograniczają cię jakieś choroby.
  • Wciśniesz się w ciuchy o mniejszym rozmiarze, jednak jeśli myślisz, że wszystkie rzeczy będą świetnie na tobie wyglądać to mylisz się. Wiele zależy od twojej figury, która tylko trochę zmienia się w procesie odchudzania. To, że masz np. wąskie ramiona i szerokie biodra nie zmieni się. Miałam strasznie chudą znajomą która miała bardzo szerokie biodra. Ja np. mam wystające boczki i to się po prostu nie zmieni – nadal wystają. I będą.
  • Będziesz miała pretekst by iść na zakupy. 
Dlaczego nie?
  • Brak czekolady, zwłaszcza jeśli często ją jadłaś, spowoduje nagłe obniżenie nastroju. Zrobi ci się smutno.
  • Ćwiczenia to zdrowie, chyba że złapiesz kontuzje albo się przeforsujesz.
  • Prawdopodobnie nigdy nie zaspokoisz w pełni potrzeb innych ludzi. Powinni cię kochać bezwarunkowo. Teraz mają to jedno oczekiwanie „schudnij”, ale jeśli to zrobisz to nie powiedzą „bardzo ładnie” tylko wymyślą sobie nowe. Chce ci się?
  • Nieustanne życie pod kontrolą, chyba nikt tego nie lubi.
  • Wszyscy w gruncie rzeczy spotykają się przy jedzeniu, nawet jeśli mówią o dietach i krytykują cię to jednak chcą się spotkać na pizzy. Trochę hipokryzja.
  • Anoreksja, bulimia, ortoreksja… to realne zagrożenia, jeśli się restrykcyjnie odchudzasz i nie akceptujesz siebie. Poszukaj wsparcia wśród osób w twoim otoczeniu, pokaż im, że krytyczne uwagi nie działają, tylko miłe słowa.
  • Prawdopodobnie zmniejszy się rozmiar twoich piersi. Jeśli są nierówne, może być to bardziej widać.
  • Będziesz musiała kupić nowe rzeczy. To może być zarówno dobra, jak i zła strona. Jeśli myślisz, że będziesz mogła „w końcu jeść co chcesz” to się niestety mylisz. Nie staniesz się tą magiczną osobą która ma cudowną przemianę materii. Niekontrolowane jedzenie szybko zamieni się w efekt jojo. 
To może jednak bekon?

Cóż, lista mówi sama za siebie. Zanim podejmiesz decyzję o odchudzaniu zastanów się nad swoją motywacją, opracuj plan, naucz się akceptować siebie. Nie próbuję tutaj zachęcać oczywiście do otyłości, bo ona też jest niezdrowa, jednak kilka dodatkowych kilogramów cię raczej nie zabije, a obsesyjne, restrykcyjne odchudzanie już może.

piątek, 3 czerwca 2016

Kiedy autospoiler na okładce czyli Bitwa pod Jericho Hill (Mroczna Wieża część piąta)




Jak już wiemy z poprzedniej części Gilead upadło i nasi dzielni bohaterowie uciekli… gdzieś… na pustkowia… i jakoś żyją. Na tyle dobrze im się tam żyje, że stworzyli małą społeczność, w której żyli przez dziewięć lat. Długie dziewięć lat, przez które ci źli o nich zapomnieli, ale tylko pozornie (czytaj: do kiedy kazał im imperatyw autorski). Niektórzy z nich czują się na tyle dobrze, że oddają się uciechom cielesnym, z których rodzą się dzieci. I to właśnie od dziecka zacznie się kolejna katastrofa.
Kiedy skończy ci się amunicja w strzelance i walisz już czym popadnie...
Już z tytułu wiemy, że skończy się to jakąś wielką bitwą. Od siebie dodam, że będą jeszcze zdrady, tragiczne w skutkach przeoczenia i imperatyw autorski urobi się po łokcie by utrzymać przy życiu głównego bohatera. Szkoda, że nie spojrzy na tych, którzy są rzeczywiście pomocy warci.
Historia rozpoczyna się krótkim wprowadzeniem co się działo po bitwie w Gilead a potem od razu przeskakujemy dziewięć lat w przód. Bohaterowie wyglądają właściwie prawie tak samo, po lekkim postarzającym tuningu – zarost, utrata kilogramów i tym podobne. Stworzyli na pustkowiach społeczność i trochę nie wiedzą co mają zrobić – część z nich chce iść zaatakować Martena, część uwolnić Gilead od mieszkających tam potworów i odbudować miasto. Roland, pan społeczności wygłasza buńczuczne przemowy (to na początku) a potem planuje, planuje i planuje. Oczywiście zaskakująco wiele rzeczy uchodzi jego uwadze. 

Chyba nie chciałam widzieć tego kadru...
Akcja trochę bezdusznie rozprawia się z niektórymi postaciami. O ile bohaterowie poboczni próbują jakoś ułożyć sobie ze sobą życie, zmieniają się, to Roland, ka-tet w osobach Cuthberta i Alaina oraz Aileen stoją w miejscu. Wyjątkowo żal mi było tej ostatniej. Już nawet narrator docenia jej umiejętność strzelania, czego szczędzą jej towarzysze chociaż od dziewięciu lat jest z nimi i pokazała wielokrotnie na co ją stać. Dodatkowo nadal cierpi na syndrom Rolanda co mnie niezmiernie zdenerwowało. Naprawdę mam uwierzyć, że Aileen od dziewięciu lat leci na niego i ani razu nic z tym nie zrobili, ona się nie zniechęciła, nie zmieniła obiektu zainteresowania tylko patrzy się na niego maślanym wzrokiem i miękną jej kolana? Czy to trochę nie poniżające? Nawet jak zostaje ciężko ranna, to przeprasza go i ma nadzieję, że nie będzie na nią zły. To jest już trochę absurd, przynajmniej moim zdaniem.

Wiem, trochę spoileruje, ale jak zauważyłam w tytule recenzji, autospoiler jest już na okładce. Może powiem więc bez ogródek to, co „mówi” komiks kiedy kończy się go czytać:
 

„All men must die. Without Roland, because fuck you, that’s why”

Jeden z bohaterów, dość ważny dla fabuły, ginie jeszcze przed tytułową bitwą. Zastrzelony przez własnych ludzi bo nagle wtargnął w pole potyczki a oni najpierw strzelają a potem pytają. Bo przecież to trudno zapamiętać na jakim koniu przyjaciel jeździ… I jak był ubrany… A liczba ich ubrań to raczej w tych warunkach jest ograniczona… Jak myślicie, kto tutaj pociągnął za spust?
Zaprawdę, nie wiem, jak Roland jest taki wychwalany i sławny. Przegrywa każdą bitwę, wszystko mu umyka i nie potrafi ochronić swoich ludzi.
Dam wam... Dużo pustych obietnic!
Tytułowa bitwa oczywiście jest przegrana, bo źli ludzie dużo knują, robią wszystko naprawdę dobrze, jeszcze umieją zrobić tak by tych dobrych namówić do zdrady. Jest tu chyba dużo winy samego Kinga bo taki sam schemat widziałam w „Pod kopułą” – ci źli są zajebiści, ci dobrzy są na tyle niemrawi i ciapowaci, że nie potrafią walczyć o swoje ani nic zrobić.
Bitwa obfituje w śmierć bohaterów, nawet tych głównych i o ile rozumiem, że postrzał jest śmiertelny, przeszycie włócznią i bełt w oko to nie mogę zrozumieć dlaczego automatycznie ta śmiertelność nie odnosi się do głównego bohatera. Zakończenie to klasyczne „zabili go i uciekł”. Można to było lepiej rozegrać, więc obniżam za to ocenę.
Jak to go nie zabiło, to już nic go nie zabije. Niestety.
Ta część ma jakąś dobrą stronę - kreska wróciła do poprzedniego stanu. Widocznie był to jedynie przejściowy spadek poziomu. Znów zrobiło się mrocznie, a sylwetki bohaterów są dopracowane.

Końcowa ocena:
Kreska – 5/5
Świat przedstawiony – 4/5
Fabuła: 1/5
Bohaterowie: 2/5
Końcowa ocena: 3/5

Póki co, daję sobie spokój z Rolandem. Może kiedyś do niego wrócę, chociaż póki co mój mózg nie chce go już oglądać.

piątek, 13 maja 2016

Kiedy autospoiler w tytule, czyli Tom IV Mrocznej Wieży - Upadek Gilead


Trochę się nie popisałam, jeśli chodzi o częstotliwość postów. Na swoją obronę mam tylko fakt, że mam licencjat, trzeba zaliczyć wszystkie przedmioty przez najbliższe dwa tygodnie oraz to, że w moim życiu osobistym wydarzyło się wiele niemiłych rzeczy. Jednak spróbuję! Opracowuje sobie powoli plan postów, motywuje mnie na pewno „Grupa dla rozwijających się blogerów” na facebooku, gdzie co poniedziałek mogę wkleić swój najnowszy post żeby trafił do jakichś ludzi. Nie uważam, że powinnam wzbudzić tym blogiem wielką popularność i fejm – założyłam go raczej by nie wypaść z nawyku pisania a więc muszę utrzymać jakąś częstotliwość.

Powracając do Upadku Gilead.

W rodzinnym mieście naszego rewolwerowca sprawy zaczynają przybierać coraz gorszy obrót. Nie wiadomo komu można ufać, od każdego można się spodziewać ciosu w plecy. Ojciec Rolanda i jego ludzie przeszukują zamek w poszukiwaniu zdrajców, wyładowując niekiedy frustrację na niewinnych przedmiotach. Znajdują Rolanda, opłakuje on matkę (TERAZ PŁACZESZ, TAK?! – wykrzyknęłam wtedy z oburzeniem) którą przed chwilą w marazmie wywołanym przez Grejpfrut zastrzelił. Zamykają naszego protagonistę w lochu jednak nie na długo, bo zaczyna padać coraz więcej trupów i każde ręce są potrzebne by odeprzeć atak Martena. Czy uda się go powstrzymać i uratować Gilead?
Oni mają czołgi, my mamy rewolwery, na pewno nam się uda!

SPOILER ALERT. Otóż nie!

I nie możecie na mnie krzyczeć za spoilery gdyż samym tytułem i wielokrotnymi wzmiankami narratora komiks informuje nas że Gilead nie przetrwa. Oczywiście autospoilery nie są u Kinga niczym dziwnym, każdemu czytelnikowi jego powieści pewnie serce zamierało po zdaniach typu "poszła na samolot, nie widziałam jej już nigdy więcej" których było więcej, niż pamiętam. Jeśli chodzi o Upadek Gilead w sumie trudno by się było nie domyślić obrotu spraw, bohaterowie padają w tempie którego nie powstydziłaby się Gra o Tron i nie są to tylko nieważne dla fabuły postacie, ale też te, które coś znaczyły i mogły coś zrobić jeśli chodzi o uratowanie Gilead. Roland i jego ka-tet szybko zostają sami i zaczynają przygotowywać się do, z góry przegranej, bitwy. Pytanie tylko, czy nas to rusza? Do pewnego momentu mnie ruszało – gdy bohaterowie nagle dowiadywali się, że umarł ktoś z ich rodziny i płakali na ich pogrzebach. Wkrótce jednak liczba ofiar osiągnęła taki poziom, że trudno było się już tym przejmować – zobaczyliśmy po prostu górę bezimiennych trupów, której śmierci nawet bezpośrednio nie widzieliśmy.

Przed zasadniczą historią możemy przeczytać coś na kształt wstępu gdzie główną rolę odgrywa Marten i jego magiczna kula. Okazało się, że żyje w niej jakaś kobieta z wężowymi włosami (z którą uprawiał seks sam Marten i Roland poniekąd też, chociaż bardziej gwałtem na nieprzytomnym bym to nazwała). Zostaje ona przedstawiona jako przyczyna pewnych wydarzeń, między innymi śmierci matki Rolanda, jednak moje pytanie brzmi, czemu wprowadza się ją dopiero teraz? Nie mogła być od początku? We mnie przynajmniej spowodowało to pewne skonsternowanie.
Cuthbert zdecydowanie nie jest mistrzem podrywu.

Jak bohaterowie odnajdują się w coraz tragiczniejszej sytuacji? Roland stał się przywódcą obrony miasta i stara się doprowadzić swoich ludzi do zwycięstwa. Co ciekawe, zachowuje się przy tym całkiem nieźle, jednak wszystkie jego działania, od walki poprzez ochronę cywilów niestety spalą na panewce. Cuthbert i Alain, którzy żartują sobie na początku komiksu, z czasem stają się coraz bardziej przybici gdy tracą swoich bliskich. Podobnie jest z Aileen która przeżywając śmierć jedynego członka rodziny i nie mogąc znieść docinków co do jej funkcjonalności jako rewolwerowca postanawia zmienić wizerunek niczym Mulan w bajce Disneya.

Jakość zdjęć = ziemniak. Przepraszam :<
Bardzo smutna sprawa – kreska. Nie wiem, czy na tą część zmienili się rysownicy, jednak mam wrażenie, że się pogorszyła. Może trochę jest to przesadzone wrażenie. Jeśli czytasz komiks w częściach w pewnym momencie przyzwyczajasz się do określonej kreski i wyglądu bohaterów. Tutaj twarze nagle robią się nienaturalnie wykrzywione, pucołowate i okrągłe, zupełnie różne od tych mrocznych obrazków z poprzednich części. Niestety, obniżam za to ocenę za kreskę.

Świat przedstawiony: 5/5
Kreska: 3/5
Fabuła: 3/5 – za autospoiler, za nagłe wprowadzenie wężowłosej dziewczyny.
Bohaterowie: 3/5.
Końcowa ocena: 3,5/5